Jakie to uczucie znowu być z powrotem na meczu Ekstraklasy? Już trochę lat od debiutu minęło. Był jakiś dreszczyk emocji?
No tak, faktycznie, to był powrót po ośmiu latach, także trochę czasu minęło. Dreszczyk emocji jasne, że był, bo ciągle nam wszystkim zależy, żeby wypaść jak najlepiej. Zwłaszcza jeżeli to było po takiej długiej przerwie i dostaje się z powrotem okazję na najwyższym szczeblu.
Mecz chyba odbył się bez kontrowersji i ten ponowny debiut można uznać za udany.
Tak, jak najbardziej mecz był w porządku. Sędziowsko bardzo fajnie wyszło. Świetnie się złożyło, że znowu miałem okazję sędziować z Damianem, więc ten – nazwijmy to powrót – był znacznie przyjemniejszy. Wiedziałem czego Damian ode mnie oczekuje jako asystenta i czego ja się mogę spodziewać na boisku, w szatni. Zdecydowanie łatwiej jest, jak się ma znajomą twarz, niż jak sędziuje się razem po raz pierwszy, czy drugi.
Schodząc z boiska odczuwałeś różnicę, że to była Ekstraklasa, a nie pierwsza liga?
Zabawne było to, że tutaj była po prostu etykieta Ekstraklasy na tym meczu, a obie drużyny w zeszłym sezonie rywalizowały w pierwszej lidze i obie awansowały. Znałem je bardzo dobrze, ponieważ miałem okazję sędziować parę ich spotkań w poprzednim sezonie. Skład nie uległ drastycznej zmianie, również myśl szkoleniowa pozostała ta sama, więc można powiedzieć, że to była Ekstraklasa, ale taki mecz dla mnie trochę “po staremu”.
Czyli można powiedzieć, że nie było to specjalnie duże wyzwanie?
Nigdy nie wiemy, co mecz przyniesie. Zawsze może się zdarzyć coś nieoczekiwanego. Tu, na szczęście, jeżeli już przychodził ten moment, to byliśmy gotowi podjąć dobre decyzje. Jedyny aspekt, który zrobił na mnie wrażenie, to był po prostu stadion Lechii, ale to niezależnie od poziomu rozgrywkowego, bo również grali na nim w pierwszej lidze. To była moja pierwsza wizyta tam i to jest po prostu piękny obiekt.
Cofnijmy się o tych parę tygodni wstecz, kiedy pojawił się komunikat na temat sędziów szczebla centralnego na nowy sezon. Byłeś zaskoczony, czy miałeś jakieś przecieki wcześniej?
O awansie się dowiedziałem w dniu publikowania list, więc było to dla mnie zaskoczenie. Wiem, że miałem bardzo dobry sezon, ale również poprzednie były na dobrym poziomie moim zdaniem. Nigdy nie wiadomo, czy zostanie nam dana szansa awansować i pokazać się w tej wyższej grupie asystentów. W tym przypadku można powiedzieć, że w końcu się udało i cieszyłem się z tego niezmiernie.
Miałeś taką cichą nadzieję na awans, czy już po tylu latach trochę przestałeś się emocjonować?
Przyznam się, że zawsze przy ostatniej kolejce danego sezonu gdzieś ta nadzieja wzrastała na mecz w Ekstraklasie. I jeżeli nie pojawiał się taki mecz-szansa w ostatnich kolejkach, to te oczekiwania malały. W tym roku ponownie nie byłem wyznaczony i tym samym byłem raczej pogodzony, że nie jestem brany pod uwagę jako kandydat do awansu. Dlatego tym bardziej ta decyzja była bardzo dużą, przyjemną niespodzianką.
To tym bardziej, że awans otrzymało jedynie 4 sędziów. Znalazłeś się w sędziowskiej elicie tej specjalności!
No można tak powiedzieć. W Polsce aktualnie jest 13 zawodowych sędziów asystentów i 25 w pierwszej grupie, zatem jest to dosyć wąskie grono na najwyższym szczeblu w kraju.
Opowiedz jak wyglądała Twoja sędziowska droga do Ekstraklasy.
Kurs zrobiłem w 2009 roku, mając 18 lat. Starałem się sędziować jak najwyżej, jak najlepiej, czy to na środku, czy na linii. Doszedłem do czwartej ligi jako sędzia, a na trzecią ligę jeździłem jako asystent. W 2014 roku pojawiła się szansa, żeby pojechać na casting organizowany przez Kolegium Sędziów PZPN. Szukano kandydatów do programu CORE w UEFA.
Była to trochę inna ścieżka, niż obecnie, gdy mamy CORE Polska dla młodych, perspektywicznych sędziów asystentów szczebla centralnego. Ja miałem taką skróconą drogę i na tym castingu zostałem wybrany wraz z Bartkiem Heinigiem z Gdańska. Mieliśmy okazję reprezentować Polskę wraz ze Zbigniewem Dobryniem na UEFA CORE w Szwajcarii.
Dzięki temu awansowałem także jako asystent szczebla centralnego i od 2014 roku sędziowałem mecze w pierwszej lidze. W międzyczasie między zgrupowaniami CORE dostałem właśnie szansę do sprawdzenia się w Ekstraklasie, nie mając wtedy nawet skończonych 25 lat. I dotychczas było to jedyne moje spotkanie na tym szczeblu.
Przez te 10 lat na szczeblu były wzloty i były upadki, były lepsze mecze, gorsze mecze, lepsze rundy, gorsze rundy. Również zdarzyła mi się, może to też przydatne dla młodszych kolegów będzie, “znakomita” runda, w której miałem łamańca z każdej możliwej kategorii, co mecz z innego tytułu. Były więc też bardzo słabe momenty, w których się ocierałem o utrzymanie na szczeblu, ale koniec końców zaprocentowała wytrwałość i wykonywanie dodatkowej pracy.
Robiłem rzeczy, które nie były obowiązkowe – dodatkowe treningi, oglądanie swoich meczów, analiza i wyciąganie wniosków. Nie zawsze to się kończy awansem, ale na pewno lepszym warsztatem.
Nie jesteś sędzią zawodowym, więc poza meczami normalnie pracujesz. Jak wygląda twój tryb funkcjonowania, jak to pogodzić?
To wszystko jest bardzo proste – nie ma się czasu na inne rzeczy (śmiech). Wstaje się rano, idzie się na trening, idzie się do pracy, wraca się z pracy, załatwia się sprawy rodzinne i idzie się spać. Nic większego, nic trudniejszego. Prosta recepta, tylko trzeba to robić.
Jakie cechy musi mieć Twoim zdaniem dobry sędzia asystent? jak rozpoznać czy ktoś być może pójdzie twoim śladem, czy Adama Karasewicza, który też jest naszym reprezentantem tutaj na najwyższym szczeblu w Polsce.
Dobry asystent na pewno musi się umieć dostosować. To jest bardzo ważna cecha. bardzo trudna zarazem, ponieważ na szczeblu centralnym sędziujemy z różnymi sędziami i każdy jest inny. Kolejną cechą jest to zrozumienie i pogodzenie się z tym, że nie jest się najważniejszą częścią zespołu i to nie ja decyduję o wszystkim. Jestem tu tylko po to, żeby pomóc sędziemu posędziować ten mecz. Wiadomo, że przede wszystkim na boisku, ale również poza, czyli w szatni, przed meczem, po meczu. A jadąc na mecze często tego brakuje.
Czasem na niższym szczeblu się tak mówi, że ktoś próbuje sędziować z linii za kolegów, którzy biegają z gwizdkiem.
Dokładnie. Każdy ma z nas na boisku swoje role i trzeba umieć się dostosować do tego, czego oczekuje się od nas.
Ta specjalizacja chyba jednak dopiero przychodzi z czasem. Zarówno Ty, jak i Adam sędziowaliście na środku mecze – odpowiednio 4 i 3 ligi. To chyba ważne, żeby zbyt szybko nie myśleć tylko o roli asystenta.
Uważam, że tak, zdecydowanie, ponieważ doświadczenie ze środka pozwala nam zrozumieć czego od nas oczekuje sędzia, kiedy później jesteśmy asystentami. Trzeba zrozumieć jak to wygląda ze środka, wtedy będziemy w stanie dobrze pomagać z boku. Również wiemy, że asystenci są odpowiedzialni głównie za artykuł 11 (spalony – dop.), ale potrzebne czucie artykułu 12 (faule – dop.) wyrabia się głównie sędziując mecze na środku.
Jakieś rady dla dla młodych asystentów, wskazówki, co może pomóc w rozwoju? Nad czym warto pracować? Na pewno szybkość, żeby zdążyć za skrzydłowymi…
Jeśli chodzi o aspekty fizycznie to jest zdecydowanie szybkość, zwrotność i czas reakcji, często bardzo pomijany. Wystarczy zdrzemnąć się na moment, stracić koncentrację i już może być po akcji. Jeżeli chodzi o pozostałe aspekty, to umiejętność dobrej, konkretnej komunikacji. Zauważyłem, że na meczach na okręgu coraz popularniejsze są zestawy komunikacji dla sędziów i często jest tam bardzo dużo słów, a bardzo mało treści. Bądź są komunikaty wtedy, kiedy są rzeczy oczywiste, a nie kiedy faktycznie jest potrzeba pomóc sędziemu. Wydaje mi się, że bardzo ważna jest nie tylko to, co odbywa się podczas meczów, ale też praca za kulisami. Ważne, żeby mieć samemu motywację do pracy, treningów, rozwoju. Żeby to wychodziło od samych sędziów, a nie że ktoś naciska, wymaga.
Co byś mógł fajnego powiedzieć o byciu sędzią? Dlaczego warto nim zostać? Może ktoś będzie czytać ten wywiad, kto nie jest jeszcze sędzią, zastanawia się, czy warto mieć takie hobby.
Dla mnie sędziowanie jest po prostu byciem częścią tego sportu, byciem częścią piłki. Jesteśmy blisko meczów, zawodników, trenerów, całego tego świata. Robimy to dlatego, że kochamy ten sport. Nie każdemu z nas jest dane grać na wysokim poziomie, czy na jakimkolwiek poziomie. Dzięki sędziowaniu możemy dalej pozostać w kontakcie z tym sportem. Sportem, którym wszyscy kochamy. Bez sędziów, mimo wszystko, te mecze by się nie odbywały, więc jesteśmy też ważnym, ale trzeba pamiętać, że nie najważniejszym, elementem tego widowiska.